środa, 6 maja 2015

16. Wiosenny haul!

Przychodzę do Was po baaardzo długiej przerwie (której moja współautorka chyba nigdy mi nie wybaczy...) i przynoszę moje wiosenne zakupy :) Niektóre rzeczy to całkowite świeżynki, jeszcze ciepłe i kupione podczas wczorajszego wypadu do galerii handlowej z przyjaciółkami. 
A więc zaczynajmy!

Na zakupy pojechałam zaopatrzona w dwa kupony zniżkowe do jednego z moich ulubionych sklepów, każdy zmniejszał cenę jednej rzeczy o 25%. Miałam wielką nadzieję znaleźć w nim coś dla siebie i udało się - jedną z tych rzeczy jest przeurocza koszulka z nieco marynarskim nadrukiem :)
C&A, rozmiar S 27,90 zł.


Koszulka ma śliczne rękawki, do których ja zawsze przywiązuję dużą wagę :) Do tego jest uszyta z niesamowicie miękkiego i miłego w dotyku materiału.

Spodnie, które założyłam również są nowe w mojej szafie, aczkolwiek dostałam je od kogoś, na kogo były za małe. Jestem bardzo wdzięczna, bo jasny dół to coś, czego zawsze mi brakuje :D

Kolejny zakup to cukierkowa spódnica w różowiutkie serduszka. Od razu wywołała we mnie przyjemne skojarzenia :) Love is in the air!
Spódnica - house, rozmiar S 39,99 59,99


Bluzka, to za to zwyczajny biały t-shirt, jednak nadruk w kształcie koronkowego serca zdecydowanie mnie urzekł 
Cropp, rozmiar M 29,99 zł.

Wszyscy moi znajomi wiedzą, że mam kota na punkcie kotów :) Zaopatrzyłam się więc w koszulkę, która zamienia mój brzuch w uroczy, koci pyszczek.
Koszulka - butik, rozmiar XS 29,90 zł.
Tył koszulki jest w całości biały :)

Szorty w białe groszki są drugim zakupem z C&A, również na nie mogłam wykorzystać swój rabat :)
 C&A, rozmiar 34 37,90 zł.

Jakieś trzy tygodnie temu kupiłam także miętową spódnicę.
 Moodo, rozmiar S 59,99 zł.

Najczęściej zakładałam do niej również nową bokserkę w ciekawe, prześwitujące wzorki :)
 Takko, rozmiar S, 29,99 zł.

Brązowe "bojówki" były jedną z dwóch ostatnich par w sklepie, tym większa była moja radość gdy udało mi się w nie zmieścić! 
Takko, rozmiar 34 69,99 zł.

A Wy, byłyście ostatnio na fajnych zakupach? 
Wczorajsze zdobycze są dla mnie idealnym zwieńczeniem udanej majówki, która dzięki maturzystom (za których dzielnie trzymałam i trzymam kciuki :)) przedłużyła się aż do dzisiaj. Jutro niestety czeka mnie powrót do szkoły, czego zdecydowanie nie polepsza wiadomość o beznadziejnie zmienionym planie lekcji :(
A Wam, jak minął majowy weekend? 
buziaki!
Ula (viande)



czwartek, 9 kwietnia 2015

15. denko gogi juki #1

cześć wszystkim :D
jakimś dziwnym cudem, zużycie kosmetyków jest u mnie bardzo małe, ale doszłam do wniosku, że jak nazbieram więcej opakowań to zacznę robić denka. sama lubię takie czytać i mam nadzieję, że w moim wydaniu Wam się spodobają. nie jest z żadnego konkretnego okresu, ni to miesięczne, ni to trzymiesięczne. ot, po prostu z ostatniego czasu :)


10 kosmetyków kontra moja opinia. zaczynamy!


Liselotte Watkins Volume Mascara, Pogrubiający tusz do rzęs od Oriflame, czyli mój ulubieniec przez cały okres jego używalności. nie skończył się, ale ma ponad dwa lata, więc doszłam do wniosku, że warto się go już pozbyć. był fajny, lubiłam go używać. jedyny minus to brak wodoodporności.

Quick Dry Top Coat, Golden Rose, to jeden z moich pierwszych top coatów, a konkretnie drugi. pierwszym był wibo, a ten zakupiłam używany, na aukcji na allegro wraz z wieloma innymi. gdy zasechł, od razu zainwestowałam w drugi. cena przystępna, jakość świetna, nie ściąga końców. jedyne to mnie denerwuje to specyficzne oddzielanie się lakieru, gdy top nie pokryje całego koloru na płytce. dzieją się wtedy nieestetyczne rzeczy, które ciężko wytłumaczyć mi bez fotografii. 
dodatkowo lubię w tym topie fakt, że można go ściągać płatami. tzn, gdy lakier mi odpryśnie i spowoduję, żeby odczepił się kawałek dalej, to potem cały kolor z paznokcia mogę ściągnąć za jednym zamachem i oszczędzam na zmywaczu :D

Be Beauty Hands Expert!v, Regenerujący krem do rąk S.O.S. Dry Skin (Biedronka), czyli krem, który uratował moje ręce już kilkukrotnie. nie mówię o poważnych pęknięciach do krwi, które często mi się zdarzają zimną, ale o spierzchnięciu i suchych, wystających skórkach.
stosowany regularnie przed nadejściem zimy uchronił moje ręce w tym roku przez jakimikolwiek uszkodzeniami, jest wspaniały! jak przestałam z niego korzystać to oczywiście znowu zaczęłam chodzić z rozwalonymi dłońmi :(

biała perła, Wybielająca pasta do zębów, to już chyba moje 5 opakowanie? albo 6? z początku wybielała mi zęby całkiem nieźle, przynajmniej z przebarwień. na tą chwilę nie robi nic zauważalnego, ale kompletnie nie rani mi wrażliwych dziąseł i usunęła wrażliwość na zmiany temperatury z moich zębów. największym minusem jest zdecydowanie jej cena.


nawilżająca odżywka Granat i Aloes od Alterry, właściwie to chyba moja pierwsza odżywka kupiona jako 'włosomaniaczka'. taki pierwszy bardziej przemyślany produkt.. szkoda, że z włosami nie robiła nic, ułatwiała jedynie rozczesywanie. nie pachniała jakoś ładnie i strasznie obciążała. nie kupiłabym jej raczej ponownie. plusem jest wydajność, starczyła na naprawdę długo.

szampon babydream, znowu zaczęłam go używać, tym razem na stałe, bo wiem co i jak. plącze włosy, ale przy użyciu jakichś odżywek jest w porządku. nie mam po nim problemów ze skalpem, wszystko w porząsiu jest. cena fenomenalna, chociaż mimo wszystko zastanawiam się nad zmianą na szampon hipp'a.

odżywka do włosów ISANA przeznaczona do suchych i zniszczonych włosów, z olejkiem z nasion pszenicy, dlaczego nie widziałam nic o niej w internecie? odżywka jest bez spłukiwania, ułatwia minimalnie rozczesywanie, nie zauważyłam żeby jakoś wzmocniła mi włosy albo zrobiła z nimi nie wiadomo jakie cuda. nie obciąża ich, to na pewno. ale zapach.. zapach wygrywa wszystko. jest taki cudowny, przyjemny, słodki.. tylko niestety nie utrzymuje się na włosach za długo. za zapach kupiłabym ją ponownie, mimo, że nic z włosami nie robi :D butelkę sobie zostawiam, jest świetna i przydała mi się już parę razy.


jedwab BIOSILK, ładnie pachnie. podczas jego używania nie rozdwajały mi się końcówki, ale właściwie mi się w ogóle rzadko rozdwajają włosy. buteleczka niewygodna, ciągle mi się z niej wylewało wszystko. wolę CHI, również ze względu na brak alkoholu, który wysusza włosy.

wcierka Joanna Rzepa, znana już chyba większości z Was. miałam jakieś 3 buteleczki, rzadko kiedy udawało mi się osiągnąć regularność w stosowaniu, ale na pewno zauważyłam po niej wysyp babyhair. no i wydaje mi się, że w tym miesiącu urosły mi sporo włosy, a to właśnie ją stosowałam. buteleczka niesamowicie wygodna, przelałam w nią teraz mojego Jantara, do którego w końcu muszę się zabrać, ale jestem zbyt dużym leniem :D

szampon wzmacniający z odżywką do włosów przetłuszczających się ze skłonnością do łupieżu i wypadania, Joanna Rzepa, poważnie szampon brzmi jakby był stworzony dla mnie! ma sls w składzie, więc ostatnimi czasy myłam nim tylko raz na tydzień-półtory kiedy chciałam lepszego oczyszczenia. przetłuszczania nie hamuje, wypadania też, a łupież jakoś ostatnio mi nie towarzyszy.

jeśli chodzi o zużycia, to to byłoby na tyle. wreszcie mogę się pozbyć zalegających mi w szafie butelek, buteleczek i pojemniczków. na koniec notki chciałam się jeszcze pochwalić nowością, która od pierwszych użyć wręcz mnie zachwyciła.


odświeżająca pianka do mycia twarzy AVON Nutra Effects to całkowita nowość, bo linia nutraeffects zostanie pokazana dopiero w szóstym katalogu. jako konsultantka zamówiłam sobie jeden produkt wcześniej. dlaczego mnie tak zachwycił? wydaje mi się, że to przede wszystkim konsystencja. nigdy nie miałam niczego do mycia buzi w formie pianki i zawsze męczyłam się z domywaniem żeli, a tu po prostu umyję, poleję się wodą i zmywam wszystko z twarzy. po wytarciu buzi jest uczucie ściągania twarzy, ale wydaje mi się, że każdy używa kremu nawilżającego, czy jakiegokolwiek innego, dzięki któremu tak czy inaczej ten efekt znika. jak sobie poradzi z zaskórniakami i innymi niechcianymi 'przyjaciółmi'? zobaczymy :)

notka o włosowym podsumowaniu miesiąca pojawi się parę dni później niż zwykle, ponieważ wyjeżdżam na weekend. mam nadzieję, że mi wybaczycie :)!

P.S. mieliście coś z produktów, które dzisiaj pokazałam? a może musicie coś kupić? czekam na komentarze.

trzymajcie się, 
goga juka

wtorek, 31 marca 2015

14. instagramowe podsumowanie miesiąca #marzec

cześć :)
w ostatnim poście wyszłam do Was z zapytaniem co sądzicie o notce z instagramowym podsumowaniem miesiąca. na ten temat odzewu brak, więc postanowiłam sama dodać coś takiego i zobaczyć jak się przyjmie po komentarzach i oglądalności. więc co, zaczynamy?


#1. różyczki, które dostałam od mojego mężczyzny na urodziny :) z początkiem marca skończyłam 17 lat!
#2. Sid Meier's Civilization V, czyli bardzo fajna gra, którą serdecznie polecam. można się trochę pobawić i do-edukować. tak, gry komputerowe to często moja wielka słabość!
#3. selfie, bo miesiąc bez selfie jest miesiącem straconym!
#4. kolekcjonujmy dodatkowe kilogramy, i oby poszło w cycki. pyszna pizza, chociaż nie pamiętam z czym była, nie zdążyłam zrobić zdjęcia w całej jej okazałości, tylko chciwie się na nią z mym lubym rzuciłam.


#5. chyba najfajniejsze zdjęcia na instagramie z tego miesiąca! jako późny prezent urodzinowy zrobiłam sobie kolczyk, helixa :)
#6. jeszcze więcej kilogramów, czyli galaretka i pół tony bitej śmietany z dodatkiem banana.
#7. nowe dzieci!
#8. nakrętka z tymbarka mówi sama za siebie :) wpuśćmy wiosnę do domów! no, może mogłam to powiedzieć jakieś 1,5 tygodnia temu patrząc po dzisiejszym śniegu...


#9. dostałam cudnego misia od swojej czteroletniej siostrzyczki. znowu mam z kim spać :)
#10. czyli jak najlepiej rozpocząć leniwą niedzielę! rozmowa właściwie była dłuższa, jak to wiele moich z lubym, ale nie chciałam czekać ze screenem na moment sam koniec.
#11. Goga bierze się do kuchni! a potem powstają takie cudne babeczki B| niee, żartuję.. ja tylko lukrowałam, zasługi kierować do mamy i siostry.
#12. selfie ze znajomymi, a co!

i na koniec chwila chwały dla mojego cudownego kolczyka <3
macie jakieś nietypowe piercingi :)?

to by było na tyle. ciekawa jestem, czy spodoba Wam się taka forma wpisów.

a na instagramie możecie znaleźć mnie tu: 

@jukagoga

buziaki,
goga juka

niedziela, 22 marca 2015

13. rewitalizująca maseczka do twarzy z chińskim żeń-szeniem, Avon

cześć!
ładna pogoda chyba sprzyja moim nauczycielom w zadawaniu mi jeszcze więcej pracy domowej i jeszcze więcej sprawdzianów. ciężko się z tego wygrzebać i ledwo mam czas, żeby coś napisać. ale jestem!
dzisiaj przedstawię Wam rewitalizującą maseczkę do twarzy z chińskim żeń-szeniem od firmy Avon, z serii Planet Spa.


co obiecuje producent?: Żeń - szeń jest uznawany za króla ziół i od tysięcy lat stosowany w tradycyjnej medycynie jako doskonały środek uzdrawiający. W pielęgnacji skóry wykorzystywane są jego wyjątkowe właściwości energizujące i rewitalizujące:
- usuwa zniszczony i przesuszony, łuszczący się naskórek,
- poprawia strukturę skóry,
- sprawia, że cera wygląda na świeżą i pełną energii.
Nałóż na suchą, oczyszczoną skórę twarzy. Pozostaw na ok 20 minut do wyschnięcia, po czym ściągnij. Stosuj 1 - 2 razy w tygodniu. 

cena i dostępność: właściwie w każdym katalogu Avonu. koszt to niby 27zł, aczkolwiek często są promocje, w których maseczki z Planet Spa można dostać za ok. 9,99zł. 

co ja uważam?: lubię maseczki typu peel-off, mam zawsze wrażenie jakbym zdejmowała z twarzy wszelki brud, zaskórniki, bakterie i tak dalej.. ale niestety tak nie jest. a w przypadku tej maseczki to już w ogóle. nie zauważyłam ani, żeby usuwał zniszczony naskórek, ani żeby poprawiał strukturę skóry. cera również nie wygląda na świeżą i promienną, jak to producent obiecuje. maseczkę nakłada się po prostu żeby sobie była i żeby można ją było zdjąć. takie ja mam podejście, bo nie robi z twarzą zupełnie nic. nie zauważyłam, aby powodowała u mnie tworzenie się jakichś syfków czy pryszczy. nie robiła kompletnie NIC. kompletna strata pieniędzy :(



konsystencja jest bardzo lejąca, często przy nakładaniu spływa tam, gdzie nie powinna. poza tym, wysycha w dłużej niż 20 minut. ja trzymałam ją około 30, ale może to kwestia, że nie umiałam nałożyć równomiernie cienkiej warstwy. kolor jest fajny, w rzeczywistości bardziej różowy, mocno perłowy.


MASECZKOWE SELFIE! widzicie, jak na czole maseczka mi spłynęła? tragedia :<


oto skład: Aqua, Polyvinul Alcohol, Alcohol Denat., Poloxamer 185, Mica, Xanthan Gum, Parfum, Methylparaben, BHT, Panax Ginseng Root Extract, CI 77891, CI 15510, CI 47005, CI 17200, CI 42090.
tyle alkoholi, perfum nie jest na ostatnim miejscu, kurde.. skład nie jest jakiś dobrodziejski. 

podsumowując - jeśli chcecie maseczkę, która nie robi nic - możecie ją kupić. zakładam, że raczej nie, więc nie polecam.

i takie małe pytanie do Was - co myślicie o instagramowym podsumowaniu miesiąca? taka notka wzbudziłaby zainteresowanie?
goga juka

wtorek, 10 marca 2015

12. marcowa aktualizacja włosów gogi juki + gumeczki invisibobble

czeeeeść!


tak się właśnie prezentują moje włosy w marcu. nie przeniosłam się do przyszłości, wiem, że dzisiaj 10 marca, a nie jedenasty :p popełniłam po prostu błąd przy wpisaniu daty. jak moim włosom minął ten miesiąc? luty w porządku, w marcu coś się zaczęło paprać i włosy zaczęły mi strasznie wypadać.
postanowiłam regularnie stosować i przy okazji wykończyć moją wcierkę Joanna Rzepa, dlatego nakładam ją na skalp codziennie wieczorem i wmasowuję tangle teezerem. oh, cóż za przyjemność :D robię tak od 7 marca, do którego wytrzymam - zobaczymy. 
zaczynam coraz bardziej zastanawiać się nad wizytą u fryzjera w celu podcięcia końcówek, są naprawdę suche :( na zdjęciu włosy są odciśnięte bo jakoś dziwnie mi się ułożyły jak schły, przepraszam Was za to :D
suszarek używam mniej niż w lutym, nie chodzę spać w mokrych włosach, ale za to zaczęłam je związywać na noc w jakiś koczek, czy coś w tym rodzaju. nie robiłam raczej ostatnio wymyślnych masek jak w lutowej aktualizacji włosów, sporo testowałam olej kokosowy solo. jakie skutki? włosy świeższe o calutki dzień, jestem zadowolona. poza tym używałam trochę mieszanki olejków z Alterry, ale minimalnie, więc nie powiem Wam, czy przyniosła mi jakieś efekty. nauczyłam się porządnie zmywać oleje bez szarpaniny z włosami i wieloma nerwami. niestety, to chyba na tyle.
jak myślicie, powinnam iść do fryzjera? końcówek nie mam w ogóle zniszczonych/rozdwojonych ponieważ ja klasycznie nigdy nie miałam z tym problemu. tylko ta suchość powoli mnie denerwuje. a wiadomo, żal ściąć każdy wyhodowany centymetr. 
no i mam nadzieję że na dniach powstrzymam zmożone wypadanie. czasami mam wrażenie, że z moją ilością włosów na głowie zostanę łysa :p

* * *

teraz chciałabym zmienić temat na gumeczki invisibobble, o których wstępnie pisałam TU (wishlista) i TU, kiedy udało mi się je dostać. kuzynka sprezentowała mi opakowanie trzech bordowych gumeczek, z czego jedną noszę non stop, a drugą podkradła mi mama. jako, że zainteresowanie dookoła było ogromne, złożyłam zamówienie na allegro z gumkami dla mamy, siostry, cioci i.. swojej nauczycielki :D


co obiecuje producent?: Invisibobble rewolucyjna gumka do włosów, która nie ciągnie i nie wyrywa ich. Jest bardzo trwała i estetyczna dostępna w wielu kolorach, idealna do każdego rodzaju włosów. Nie ściska włosów ciasno, dzięki czemu nie powoduje bólu tuż przy skórze głowy, co jest częste podczas używania tradycyjnych gumek. Może być noszona również jako bransoletka, estetycznie okalając nadgarstek.
Projekt gumki Invisibobble powstał w oparciu o konstrukcję zwykłego przewodu od tradycyjnej słuchawki telefonicznej. Sprężynowa budowa gumki sprawia, że ciasno utrzymuje ona włosy, ale nie powoduje ściskania ich i nie tworzy widocznych śladów, tak jak to jest w przypadku tradycyjnych gumek do włosów. Dzięki tej właściwości gumki Invisibobble są delikatne dla struktury włosów i nie niszczą ich.
Wykonane z delikatnego tworzywa, wodoodpornego i wytrzymałego, nie posiadają metalowych spojeń, które często bywają przyczyną wyrywania i ciągnięcia kosmyków podczas zdejmowania i noszenia tradycyjnych gumek do włosów. Dzięki tej łagodności, noszenie końskiego ogona przez cały dzień nie powoduje dyskomfortu dla skóry i bólu w okolicy skalpu.
Oryginalny wygląd i design gumki sprawia, że jest ona wspaniałą ozdobą, nie tylko na włosach, ale także wokół nadgarstka.
Jedna gumka Invisibobble może służyć codziennie nawet przez ponad rok czasu.

Poznaj liczne zalety gumki do włosów Invisibobble:
- Nie pozostawia śladów po noszeniu na włosach, nie odciska się.
- Nie powoduje bólu.
- Jest delikatna dla włosów, nie niszczy ich, nawet używana codziennie.
- Jest idealna do wszystkich rodzajów włosów.
- Może być noszona jako bransoletka na rękę.
- Jest wodoodporna i wytrzymała.

cena i dostępność: w internecie i paru drogeriach na pewno się znajdą. średnio około 13,99zł za opakowanie zawierające trzy sztuki. ja zakupiłam gumeczki na aukcji na allegro za 3,85zł za sztukę + 5zł za przesyłkę.

co ja uważam?: dawno nie byłam tak zachwycona tak prostym produktem. gumeczka faktycznie nie ściska włosów, nie powoduje bólu skóry głowy. jest bardzo estetyczna, w wielu kolorach. zgodzę się z wszystkimi zaletami producenta opisanymi wyżej, bo jest delikatna, nie wyrywa włosów (aż tak bardzo jak zwykła gumka, wiadomo, że czasami kilka się znajdzie po zdjęciu), jest wodoodporna, wytrzymała, i nadaje się do wszystkich rodzajów włosów. jako bransoletka też się sprawdza, mimo, że wygląda lekko kiczowato :p ALE pozostawia ślad na włosach, jak każda zwykła gumka. związując się w kitkę często i gęsto mam odgnioty, ale również nie tak duże, jak po materiałowych gumkach. czy jestem zadowolona? zdecydowanie tak! gama kolorów jest wspaniała!


oto moje gumeczki, bordowa, beżowa i biała, plus dodatkowa bordowa na włosach.
+ tak, mam krótkie paznokcie, pękły mi :((( ponad 4 miesiące zapuszczania w błoto :(((
całusy,
goga juka

piątek, 6 marca 2015

11. holographic nail polish 01 od allepaznokcie

witam :)
dzisiaj przedstawiam Wam coś, co noszę na paznokciach już od tygodnia. a trzeba wiedzieć, że jak dla mnie to bardzo długo, ponieważ lakiery zwykle po dwóch, maksymalnie trzech dniach.. odpadają. no, albo przynajmniej mam strasznie starte końce. 
jest to lakier holograficzny, który cudownie się błyszczy. na wstępie pozdrawiam mojego ukochanego, który to był autorem wspaniałego prezentu urodzinowego w postaci lakierów i pięknego bukietu róż (zobaczycie go na instagramie). luby karmi mój nałóg :D 
wracając do odcienia holographic 01 - niestety wszelkie zdjęcia jakie mam, niskiej jakości (niestety nie mam aparatu i próbuję wyczarować coś swoim telefonem), nie oddają ani odrobinę jego czarującego koloru, mimo, że starałam się je robić w świetle dziennym :(

baza + 2 warstwy lakieru + top coat



















ujmujący, czyż nie? w taki sposób trzymał mi się pięknie od poniedziałku do dzisiaj, kompletnie nienaruszony. minimalnie, wręcz niewidocznie starte końcówki, to wszystko.
warto również dodać, że schnie w strasznie szybkim tempie. pędzelek nakłada idealną ilość lakieru, który rozprowadza się równomiernie po całej płytce.
wspomniałam, że trzymał mi się do dzisiaj. no tak.. wczoraj odebrałam paczkę avonu, w której oprócz kosmetyków dla klientek znalazłam swoje cudowne ozdóbki do pazurków. oto one:



jakże cierpiałam patrząc na nie i nie mogąc ich wypróbować. doszłam więc do wniosku, że hej, dlaczego właściwie nie odświeżyć obecnego lakieru i ładnie go ozdobić? tak też zrobiłam. efekty całkiem mi się podobają.

baza + 2 warstwy + top coat + warstwa + top coat

sporo warstw na paznokciach, przynajmniej są porządnie utwardzone :D
a Wam bardziej podoba się holographic na surowo, czy z minimalistycznym przyzdobieniem?

goga juka

piątek, 27 lutego 2015

10. przed-urodzinowe prezenty + promocje w rossmannie


hej!
rozpiera mnie tak przeogromna radość dzisiaj, że stwierdziłam, iż muszę się Wam pochwalić moimi nowościami! wyżej widzicie zdjęcie, jak cudownie zapakowane prezenty dostałam od cioci i kuzynki. lecz co było w środku? przypominam moją wishlistę na 2015, o której przeczytacie tutaj.
po dzisiejszym dniu będę musiała sporo powykreślać... :D


oto jak się prezentuje całość. widzicie już tutaj coś, co było spełnieniem moich mini-marzeń-kosmetycznych?


tak! stałam się posiadaczką swoich własnych lakierów O.P.I!
są to przeurocze miniaturki o pojemności 3,75ml w odcieniach kolejno od lewej: Yellowpalooza, Stand in Lime for Days, The Drummer’s Hot, Rolling Bones.
warto wspomnieć, że w zestawie była urocza bransoletka z czachą, COOL :D!
swoją drogą, przedstawiam Wam The Drummer's Hot, bo mam go aktualnie na sobie:



mimo tego, że buteleczka jest bardzo mała, to pędzelek ma normalny rozmiar, w dodatku nabiera całkiem sporo lakieru. tak idealnie, żeby pomalować, ale nie zalać przez przypadek skórek :D


tu przedstawiam Wam gumeczki invisibobble (jedna już spinała mi włosy) oraz miniaturkę suchego szamponu batiste, wiśniowego. O - M - G, jakie te miniaturki są słodkie. one kradną serce :D a o gumeczkach wkrótce napiszę, razem z tangle teezerem.


zestaw Jantar z wyciągiem z bursztynu. od lewej; szampon do włosów zniszczonych, odżywka do włosów i skóry głowy oraz mgiełka do włosów zniszczonych. pachną świetnie, w dodatku idealnie trafione, bo oprócz upragnionej wcierki mam też mgiełkę, która akurat mi się skończyła. no i szampon, też właściwie mi się kończy. opakowania bardzo proste i ładne.


mascara do rzęs firmy Astor, Big & Beautiful (False Lash Look) oraz eyebrow stylist od wibo. również jestem zachwycona. o mascarze napiszę na pewno osobno, bo po pierwszym użyciu się zakochałam. co do wibo, muszę opanować jego używanie, bo łatwo się nim umazać. ale daje świetny, trwały efekt!


lakier Golden Rose Color Expert w odcieniu 31. również przetestowany, prezentuje się fenomenalnie. szybko schnie i jedna warstwa daje dobre krycie. poza tym kremik nivea, nawilżający na dzień, do twarzy. akurat miałam inwestować w ziaję, ale firmę nivea bardzo sobie cenię.
no i żel do mycia twarzy od AA, nawilżający. jestem go strasznie ciekawa!

to wszystko z prezentów, jesteście równie zachwycone jak ja? ponad połowa wishlisty idzie do skreślenia!
a co zakupiłam w rossmannie? otóż, miałam tam wejść tylko żeby się rozejrzeć, a skończyłam z koszykiem wypełnionym dwoma produktami. i tak jestem z siebie dumna, bo z początku wpakowałam tam znacznie więcej, ledwo się powstrzymując. tak, próbuję oszczędzać.
oto moje zakupy:


olejek Alterra o zapachu limetki i oliwki. niby do ciała, ale czytałam, że nadaje się do masażu, do buzi i do... włosów. właśnie dla nich wrzuciłam go do koszyka. promocyjna cena 9,99 ,- zdecydowanie mnie zachęciła.
po otwarciu w domu przez dobre dwie godziny jarałam się jego zapachem, jest prześliczny i urzekający. wysmarowałam nim nogi (a trzeba wiedzieć, że nienawidzę balsamowania czy olejkowania swojego ciała) i śmiało mogę stwierdzić, że szybko się wchłania i doskonale nawilża. na noc wmasowałam go również we włosy, ale po pojedynczym zastosowaniu nie zauważyłam niczego spektakularnego.
druga rzecz, to odżywka do paznokci Eveline, paznokcie twarde i lśniące jak diament. jako, że moja 8w1 się kończy i stała się strasznie gęsta, to kupiłam nową, tym razem trochę inną. również za 9,99 ,- na przecenie. malowałam dopiero raz, jako bazę. konsystencja, kolor i szybkość wysychania identyczna jak w Eveline 8w1.

wracając jeszcze na chwilę do olejku, wrzucę Wam skład, bo jest naprawdę, naprawdę przyjemny.



uśmiech nie schodzi mi z twarzy! 
nowe kosmetyki to dla kobiety jednak spora dawka pozytywnych emocji.

buziaki, czy coś :D
goga juka

środa, 25 lutego 2015

9. paski wybielające Crest - Whitestrips Supreme

hej kochani!
przede wszystkim, wybaczcie, że tak mało ostatnio się działo na blogu, ale viande miała problemy z komputerem, a ja całkowicie dałam się porwać lenistwu. w końcu ferie trzeba wykorzystać :D
dzisiaj zjawiam się z recenzją produktu, co do którego miałam olbrzymie nadzieje. czy się zawiodłam? przekonacie się, czytając dalej. zapraszam do recenzji :)


co obiecuje producent?: Wybielające paski to cienkie elastyczne paski pokryte wybielającym żelem. Stosuje się je na górne i dolne zęby. Dzięki paskom Whisterstrips Supreme można wybielić wewnętrzne przebarwienia szkliwa, szczeliny w szkliwie i uszkodzenia mechaniczne. Paski Crest Supreme zawierają 14% nadtlenku wodoru - substancji, którą wybielają dentyści w polskich gabinetach stomatologicznych. Ta metoda wybielania jest bezpieczna a do tego łatwa w wykonaniu co pozwala zaoszczędzić czas i pieniądze wykonując czynności samodzielnie.

skład: 14% nadtlenku wodoru

cena i dostępność: za 7 sztuk zapłaciłam 40zł + przesyłka na allegro. są naprawdę drogie. w Polsce nie ma ich nigdzie, ponieważ w naszym kraju nie stosuje się tak wysokiego stężenia nadtlenku wodoru. czyli zostaje oczywiście ebay, allegro.

co ja uważam?: chciałam być ostrożna. pierwszą aplikację wg instrukcji znalezionej w internecie trzymałam jedynie 20 minut (zamiast 30). dziąsła bolały chwilę po aplikacji, ale nie zauważyłam przez resztę tygodnia żadnej nadwrażliwości na temperaturę. tak, stosowałam zaledwie tydzień, bo żal byłoby mi wydawać więcej pieniędzy. jeśli zauważyłabym efekty, zakupiłabym więcej. zakładałam raz dziennie, z racji tego, że mam wrażliwe zęby.
drugi dzień - 35 minut. trzeci - 35 minut. i tutaj pojawił się problem. dziąsło w jednym miejscu zaczęło strasznie krwawić i boleć, po jednodniowej przerwie problem zniknął całkowicie. postanowiłam dokończyć 'dzieła' i założyłam paski w dzień czwarty na około 30 minut. było okej. tak też zużyłam pozostałe. raz niestety nawet z nimi zasnęłam i były na zębach 1,5h, ale nie pojawił się potem żaden problem.
nakładane były na suche i nie umyte uprzednio zęby. zwykle w południe, bo zęby myję rano i wieczorem :)
plusy?
+ wygodne opakowanie
minusy?
- olbrzymi ślinotok przy zakładaniu i trzymaniu, często przez to paski zjeżdżały
- efekt właściwie zerowy
- incydent z podrażnieniem dziąsła
- cena
naprawdę, liczyłam na wiele. przez chorobę płuc i wieczne inhalacje i wziewy, mam straszne przebarwienia na zębach. po paskach mam wrażenie, że są bardziej widoczne :(
robiłam zdjęcia każdego dnia, ale nie ma na nich żadnej różnicy, więc nie wstawię ich, a Wy musicie uwierzyć mi na słowo. tak, mam kompleksy.

oglądając się w lustrze bez lampy, mam wrażenie, że zęby są minimalnie bielsze. jest to zmiana o pół odcienia, ewentualnie jeden.
zawiodłam się, nie polecam.
goga juka

środa, 11 lutego 2015

8. lutowa aktualizacja włosów gogi juki + maseczka DIY

hej Wam!
postanowiłam zacząć publikować moje aktualizacje włosów. jestem początkującą włosomaniaczką i swoje 'kołtuny', jak to przywykłam je nazywać, dopiero poznaję. ale staram się im dogodzić, żeby były jak najzdrowsze, ładnie wyglądały i rosły, na długości i gęstości.


oto moje włosy, z dzisiaj. 
widać odrosty, ale to raczej kwestia braku słońca, bo farbę miałam dobraną idealnie. wiem, są rzadziutkie. i cienkie. i w ogóle, nie podobają mi się. mają na sobie resztki cieniowania, więc moim pierwszym celem jest skrócenie ich do jednakowej długości. tylko ciągle nie mam odwagi, bo mi ich żal...
zrobiłam im dzisiaj małe spa, ponieważ na prawie 2 godziny nałożyłam maskę, a raczej mazidło, które sama stworzyłam.


maseczka kallosowo-olejowa z dodatkiem miodu
* 0,5 łyżeczki oleju z pestek winogron
* 0,5 łyżeczki olejku rycynowego
* 1 łyżka oleju kokosowego
* kilka kropel cytryny
wrzuciłam te składniki do mikrofali na kilkanaście sekund, po czym dodałam:
* 2 łyżeczki miodu
* 1 łyżeczka wody
* 2,5 łyżeczki maski Kallos Crema al Latte
* 4 krople olejku herbacianego

całą mieszankę dokładnie zmieszałam, i nałożyłam na suche włosy. następnie na głowę założyłam woreczek foliowy i wełnianą czapkę, i podgrzałam przez chwilę suszarką.
po niecałych dwóch godzinach zmyłam wodą, następnie szamponem babydream (dwa razy). włosy odsączyłam w ręcznik i położyłam na nie odżywkę Garnier Avokado i Karite. potrzymałam kilka minut i po zmyciu, dałam im naturalnie wyschnąć. końcówki na sucho zabezpieczyłam jedwabiem CHI.

nie wiem, czy prawidłowo, że tak kombinuję z włosami, czy nie. i czy dobrze, że do maski dodaję tyle składników. nie chciałabym sobie zaszkodzić, wiadomo.

wydaje mi się, że są strasznie przesuszone, jakiś pomysł co z tym zrobić?
goga juka